25 lat od katastrofy promu Challenger

0

Dziś mija dwadzieścia pięć lat od katastrofy promu Challenger (STS-51-L). Była to jedna z najtragiczniejszych kosmicznych katastrof, która spowolniła rozwój astronautyki załogowej w kolejnych dekadach.

Rok 1986 miał być wyjątkowy dla programu wahadłowców (STS). Już 12 stycznia wystartował prom Columbia, pilotowany przez przyszłego administratora NASA – Charlesa Boldena. Na cały 1986 rok zaplanowano aż piętnaście misji promów kosmicznych z wykorzystaniem zaledwie czterech wahadłowców. Miał to być zwiastun nowych czasów dla załogowych misji kosmicznych – dostęp na orbitę miał być coraz powszechniejszy, tańszy i masowy. Jeśli porównać tę liczbę z dotychczas przeprowadzonymi amerykańskimi wyprawami wahadłowców (STS-51-L był dwudziestą piątą, jubileuszową misją), to wyraźnie widać, jak wielka przemiana miała się dokonać w tym roku.

Załogę misji STS-51-L stanowili:

Katastrofa nastąpiła 73 sekundy po starcie promu. To wydarzenie nastąpiło “na oczach całego świata”, gdyż wiele stacji telewizyjnych transmitowało start (m.in. z uwagi na obecność Christy McAuliffe na pokładzie promu). Dlaczego doszło do katastrofy?

Wskutek serii prostych zaniedbań, braku odpowiedniej kontroli oraz komunikacji, NASA pozwoliła na start wahadłowca w niesprzyjających warunkach (niska temperatura), co z kolei spowodowało odkształcenie się źle zaprojektowanej uszczelki rakiety SRB, która następnie uderzyła w osłabioną strukturę zewnętrznego zbiornika paliwa ET. Nastąpiło rozerwanie zbiornika paliwa oraz promu Challenger. To wydarzenie miało miejsce na wysokości 14,6 kilometrów. Co gorsza, kabina załogi przetrwała rozerwanie promu w mniej więcej nie naruszonym stanie, a przynajmniej część załogi mogła przeżyć i być świadoma katastrofy. Wszyscy jednak zginęli w chwili, gdy kabina uderzyła w ocean z przyśpieszeniem równym 200g, ponieważ ten element promu nie posiadał “zapasowego” lub “ratunkowego” systemu lądowania.

Warto tu dodać, że problem z uszczelką był już wtedy znany (doświadczony łącznie w czternastu lotach wahadłowców, np. STS-2 czy STS-51-B). Problem ten został jednak zignorowany zarówno przez menedżerów programu, jak i inżynierów firmy dostarczającej rakiety SRB, którzy, mając świadomość niebezpieczeństwa, nie zdecydowali się na czasowe wstrzymanie lotów. Wreszcie, pomimo protestów związanych z warunkami pogodowymi (np. ze strony Rogera Boisjoly’a), NASA zadecydowała się na przeprowadzenie misji STS-51-L.  

Ta cała seria wydarzeń, które miały miejsce od początku programu STS oraz ograniczenia konstrukcyjne wahadłowca doprowadziły do pierwszej katastrofy promu kosmicznego. W jej wyniku program został zatrzymany na 975 dni, w trakcie których wprowadzono szereg usprawnień w procedurach i konstrukcji promu kosmicznego. Pozwoliło to na bezpieczne loty przez kolejne kilkanaście lat, jednak ze znacznie niższą częstotliwością i przy znacznie wyższych kosztach.

Dwadzieścia pięć lat później program wahadłowców dobiega końca. Licznik wypraw zatrzyma się na sto trzydziestej czwartej lub sto trzydziestej piątej misji i jeszcze jednej katastrofie (STS-107). W porównaniu z ambitnymi planami sprzed katastrofy promu Challenger, liczba ta wydaje się być bardzo skromna. Warto tu dodać, że katastrofa promu Challenger miała pośredni wpływ na decyzję o anulowaniu europejskiego programu mini-wahadłowca Hermes, który miał być wynoszony za pomocą rakiety Ariane 5.

W chwili obecnej jest bardzo prawdopodobne, że następne generacje załogowych statków kosmicznych w większości będą kapsułami. Ma to związek między innymi ze sprawami bezpieczeństwa – kapsuły znajdują się na szczytach rakiet, posiadają systemy ratunkowe, a także nie są tak skomplikowane jak promy kosmiczne, co ogranicza ryzyko wydania błędnych decyzji. Nie oznacza to, że loty nowymi statkami kosmicznymi będą w pełni bezpieczne…

Co roku, pod koniec stycznia, NASA wspomina poległych astronautów.

Załoga misji STS-51-L / Credits - NASA

Comments are closed.